piątek, 7 grudnia 2012

Nasze pierwsze indyjskie wesela

Zaczelo sie jeszcze w Aurangabadzie.
Wracajac po poznej kolacji do domu, zostalismy zaproszeni
do grupy siedzacych na zewnatrz kobiet.
Przygotowywaly sie do zblizajacego wesela.
Spiewaly, tanczyly i opowiadaly sobie rozne historie.
Same kobiety.

Zaproszono Gosie do towarzystwa, ja moglem tylko
robic zdjecia i plotkowac z facetami w broken English.
W domu obok, panna mlody byla przygotowywane do wstepnych,
przedweselnych obrzedow.

Panie spiewaly, niektore z nich tanczyly, a na koniec poprosily Gosie
o zaprezentownie sie przed ichnim audytorium.

Gosi udalo sie poloczyc swoje wrodzone zdolnosci
ze szkola hiduska z Aurangabadu.
Gosia dostala za taniec, od siostry panny mlodej 20 rupii!?

Poczestowano nas betel'em nazywanym rowniez pan'em.
Rodzaj indyjskiego liscia a'la koka.
Gdyby Gosia wiedziala to by go pozula, a nie skrycie wyrzucila....
Mnie pobudzil....

Bedac w Nasik natrafilismy, w starej czesci miasta
na barwny korowod, prowadzony przez radosnych,
tanczacych mlodych mezczyzn.
W srodku mlody "maharaja" na pieknie przyozdobionym koniu.
Do tego muzyka, troche przypominajaca
mieszanke bawarskiej blassmusik i indyjskiego swinga.
Na pewno glosno brzmiaca i rytmiczna.

Kiedy zauwazono nasze zainteresowanie, natychmiast
zaproszono nas do udzialu w uroczystosci slubnej i na lunch.
Ciekowosc pomogla nam  w podjeciu decyzji.
Bylismy dlamgosci weselnych dodatkowa atrakcja.
Robiono z nami zdjecia, opowiadano o powiazaniach rodzinnych,
wykonywanej przez rozne osoby pracy etc.
Uroczystosc byla krotka, malo spektakularna i odbywala sie
wynajetym domu weselnym.
Trwala moze 10-15 min. Kaplan odczytal zaledwie krotki tekst.
Mlodzi stali naprzeciw siebie, za zaslonka. Byli oboje kolorowo ubrani,
Udekorowani wiankami kwiatow, zawiszonymi na szyi.
W koncu zaslona zostala zabrana, wiec mogli w koncu sie zobaczyc.
Podarowali sobie nawzajem sznur bialych kwiatow.
Oficjalna czesc na tym sie zakonczyla i zaczal sie lunch; dla nas
troche dziwnie, bo bez napojow.
Na koniec poproszono nas do pary mlodej, zlozylismy zyczenia.
Zasugerowano nam, zeby zostawic mlodej parze pieniadze.
Co tez uczynilismy.
A wszyscy twierdza, ze Indie to bardzo tani kraj....

Nie jestesmy zwolennikami kast (warn), podkast, grup i podgrup (dzati).
Nie rozumiemy po co utrzymywanie tych starych,
niesprawiedliwych i niepasujacych do naszych
czasow podzialow. Ale Indie to inny swiat....

Slub byl na pewno w kascie nr 3  wajsjow (kupow i rzemieslnikow).

10. grudnia kolejne indyjskie wesele to juz inna
zupelnie historia. Chociaz kasta, wydaje nam sie,
ta sama czyli nr 3, ale sporo bialych kolnierzykow.
Kobiety nie tylko pieknie ubrane, ale takze delikatne, subtelne i zadbane.
Uroczystosc jest bardziej odswietna, dluzsza, wiecej spiewow
i ryzu na szczescie, sari z jedwabiu w radosnych kolorach.
Jednakze tym razem zapomniano zaprosic nas na lunch weselny.
Zdjecia opublikujemy - dzieki pomocy kolejnego hinduskiego
znajomego Ashisha.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz