czwartek, 17 stycznia 2013

Mysore królewskie miasto stanu Karnataka

Ze smutkiem i żalem żegnamy się z Ramu i Madhi, naszymi gospodarzami w górskich okolicach Madikieri, poznanymi tam Australijczykami oraz z Cecil, przemiłą Angielką. Trzeba jechać dalej, tym razem do Mysore, królewskiego miasta maharadżów, indyjskiego Grasse, gdzie woń produkowanych tu zapachów i kadzidełek na długo pozostaje w pamięci. Miasto, podobnie jak Rzym jest pięknie położone na 7 wzgórzach.
Mieszkamy, tym razm, w luksusowym hotelu, tuż obok pałacu maharadżów, który robi oszałamiające wrażenie, nie tylko swoim rozmiarem, ale również wystawionymi eksponatami. Stary drewniany pałac spalił się pod koniec XIX w., zaś nowy, otwarty 1912 r., został zaprojektowany  przez Anglika w stylu indyjsko-saraceńskim z elementami wiktoriańskimi. Część pałacu zajmują potomkowie rodziny maharadżów. Zgodnie z uchwałą parlamentu indyjskiego z 1947 r. majątki i pałace maharadżów zostały, w przeważającej mierze, upaństwowione. Jest to pierwszy pałac indyjskiego władcy, który zwiedzamy. Poraża nas jego  wielkość i rozmach. Szczególnie sale gdzie udzielano ślubów oraz witano i przyjmowano gości.
Dodatkową atrakcją, dla nas, jest oglądanie w niedzielny wieczór pałacu rozświetlonego  100 000 żarówek.
http://www.inmysore.com/mysore-palace

Ponieważ dowiedzieliśmy sie od pracowników hotelu, że 14 styczeń jest  hinduskim  religijnym świętem Sankranti oraz dniem wolnym od pracy, przedłużamy nasz pobyt w tym mieście o jeden dzień. Święto  to obchodzone jest szczególnie uroczyście na południu Indii (Karnataka i Tamil Nadu) i jest świętem plonów, coś w rodzaju naszych dożynek. Większość uroczystości obchodzonych jest na wsiach. Z tej okazji m.in. krowy malowane są na różne kolory, łącznie z rogami. Kulmincja uroczystości ma miejsce podczas zachodu słońca, kiedy to rozpalane są ogniska, nad którymi przeskakują ludzie i .....krowy. Jak zmusić krowę do takiego wyczynu, nie wiemy, możemy się tylko domyślać!!!
Zachęcono nas do wyjazdu za miasto na obchody tego święta, niestety w poniedzialek rano okazalo się, że uroczystości odbyły się dzień wcześniej.
A więc w poniedziałkowy poranek jedziemy na pobliskie wzgórze Chamundi, gdzie znajduje się świątynia bóstwa patronackiego Mysoru i rodziny królewskiej. Święto Sankranti obchodzone jest tam wyjątkowo uroczyście, przybywa na wzgórze mnóstwo bardzo odświętnie ubranych ludzi, a kolejka do głównej świątyni jest tak długa (na co najmniej 2 godziny czekania), że rezygnujemy z wejścia. Odwiedzamy w zamian jedną z innych, pobliskich świątyń.
http://m.mustseeindia.com/festival/makar-sankranti-3. 

Zapowiadanego w mieście festiwalu  chyba nie było, gdyż pytani przez nas Hindusi pokazywali  przeciwstawne kierunki i z tego powodu przemierzyliśmy prawie całe miaso.  Bo jak wynika z naszych obserwacji Hindus nie mówi "nie wiem", tylko zawsze pokaże jakiś kierunek!
Na pocieszenie zostaje nam  wizyta w sklepie z  zapachowymi olejkami, pokaz produkcji kadzidełek (dobra pracownica jest w stanie wyprodukować do 8000 kadzidełek dziennie).
Dobre i to! Pocieszyliśmy wiele zmysłów!

1 komentarz: