środa, 5 grudnia 2012

Nasze hinduskie spotkania

Jednym z celow naszej podrozy, sa spotkania z Hindusami.
Zaczelo sie wszystko na lotnisku, kiedy chcielismy zamowic
taxi do hotelu. Okazalo sie, ze taksowki sa, ale w cenie piec
razy wyzszej niz w przwodniku. Po prostu nie wiedzielismy,
ze najlepiej skorzystac z taxi w systemi pre-paid.
Kierowca slabo zna angielski, wiec rozmowa byla
krotka i malo tresciwa.

Obsluga hotelu w Mombaju to sami faceci.
Mieszkalismy w dzielnicy muzulumanskiej, wiec kontakty ograniczaly sie
do rozmow najczesciej handlowych.

Spotkanie mombajskie to przede wszyskich rodzina
Sameera. Pisalismy juz o tym wczesniej.

Poznany w hotel w Mombaju Rupjyoti, pilot indyjskiej
grupy turystow pomaga ulozyc nam plan na podroz
do Aurangabadu i Nasik.

W pociagu do Aurangabadu spotykamy Roya,
mlodego bialego kolnierzyka z Mombaju, po MBA,
ktory pomaga nam ustawic tablet.

Mozemy korzystac z internetu i wysylac e maile.
Co za ulga. Opowiada chetnie o sobie i Indiach.
Jest kawalerem, ma 26 lat, w wieku naszej Oli.
Szukaja mu juz zone , ale nie pasjonuje sie tym zbytnio.
W koncu i tak nie ma na to wplywu,
a rodzina wie doskonale, ktora panna bedzie odpowiednia
osoba dla niego. Poza tym korzysta sie z pomocy astrologow,
swatow i innych znachorow. Rozwodow nie bedzie. Nie jest to hiduskim zwyczajem.
Jedzie na targi branzowe..

Pozostale osoby z przedzialu tez sa bardzo ciekawe, pomocne i goscinne.
Czestuja nas roznymi specjalami. Nie wypada odmowic.
Smakujemy, czasami zacisajac usta. Jeden z podroznych,
pan starszy od nas, przedstawil sie nam i z duma pokazal
legitymacje policjanta. Stara dobra brytyjska szkola.

Wiele osob wpada do nas do przedzialu po prosto
by zrobic zdjecie, szczegolnie chetnie z Gosia.

Gosia zasypia na swoim legowisku.
Po wstaniu stwierdza, ze nie moze znalesc jednego klampka.
Poza naszym przedzialem, wiekszosc podroznych spi w najlepsze.
Szukamy z Gosia klapka, potem dolacza do nas Roy, po nim caly
przedzial z latarkami czolga sie po podlodze za klapkiem.
Gosia godzi sie na jego strate, a nikt nie odpuszcza...
W koncu Roy trafia na zgube. Gosi ulubiony klapek odzyskany.
Co za ofiarnosc.

Wysiadanie z pociagu w Indiach nie jest proste.
Stacje sa slabo oswietlone, napisy czesto niewidoczne,
jezeli juz, to niekoniecznie po angielsku.
Opozniony pociag to dodatkowy klopot.
Nasi znajomy z przedzialu, z Royem w roli
glownej pomagaja nam wysiasc w Aurangabadzie.
Pociag mial tylko 1 h opoznienia.

Na koniec wymiana maili i do.....

W Aurangabadzie spotkanie z rykszarzem zakonczylo sie awantura.
Cena na przejazd zostala ustalona na 20 rupii.
Po przyjezdzie do sklepu, poprosilismy by troche poczekal.
Minela moze godzina, cos kupilismy i prosimy o zawiezienie na
nastepnego sklepu. Chce zaplacic, a facet mowi 500 rupii.
Zaproponowalem 100 rupii. Nie bylo mowy o zadnej taryfie
ulgowej i negocjowaniu. Twierdzil, ze czekal 3 h na nas. Co mowil, zbierajacym
sie coraz liczniej Hindusom, nie wiemy. Byl agresywny.
Miejscem zdarzenia byl bazar. Tlumaczylismy spokojnie, jednak wszyscy
wierzyli w wersje krajana. Zrobilo sie malo przyjemnie.
Dalem mu 500 rupii. Za nauke trzeba placic.
Ceny na wszystkie uslugi trzeba ustalac z gory.
Teksometru, poza Mombajem, nikt nigdy nie wlaczyl.

W busie do Nasik jestesmy jedynymi obcymi, ale budzimy ciekawosc.
Ludzie usmiechaja sie do nas, czasami ktos zagada.
Ktos inny podaje niespodziewanie dwa banany.
Po krotkim postoju, autobus ruszyl, ale okazalo sie, ze jeden
z pasazerow nie wrocil na swoje miejsce. Poruszenie wsrod pasazerow,
Czekamy chwile. Gdy wsiadl, podszedl do nas i wreczyl nam
gorace, zawiniete w gazecie ciasteczko, kupione specjalnie dla nas.

Spotykamy rowniez mlode malzenstwo z dzieckiem.
2,5 roczna piekna corka. Maradan jest 33-letnim, dobrze wyksztalconym facetem.
Przystojny, zona piekna, a'la Karolina S.
Sam zaczepia nas, chcac nawiazac rozmowe.
Pracuje w firmie ojca, eksportujacej swieze owoce do Holandii i W. Brytanii.
Biznes kwitnie, roczne wzrosty 20 do 30%. Maja swoje planacje drzew owocowych,
ale by zaspokoic rosnacy popyt, coraz wiecej kotraktuja u lokalnych farmerow.
Swoja zone poznal na slubie, mieszkaja z jego rodzicami i z pozostalymi czlonkami rodziny,
w tym bratem ojca z rodzina, bratem naszego rozmowcy z zona i dziecmi.
Jest ich w domu prawie 20 osob.
Glowa rodziny jest jego ojciec. Dotyczy to wszystkich aspektow zycia.
Nic nie moze sie wydazyc bez ojcowskiej zgody.
Sa malzenstwem od 4 lat. Szczesliwym...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz