środa, 16 stycznia 2013

Hinduski Tybet

Jako naród emigrantów, wielkich exodusów po narodowych powstaniach, jest nam łatwiej zrozumieć i wczuć się w rolę uciekinierów z Tybetu. Oboje nie mieliśmy żadnych wątpliwości, że trzeba tam pojechać.

http://www.gocoorg.com/kushalnagar-places/tibetan-monastery

Bylakuppe jest ponad 20 tysięcznym miastem, gdzie znaleźli schronienie tybetańscy wygnańcy.
W 1959 roku rząd indyjski zgodził się przyjąć dziesiątki tysięcy uchodźców z anektowanego przez Chiny Tybetu. Wśród uciekinierów był również Dalaj Lama, który co najmniej dwa razy w roku odwiedza Bylakuppe.

http://en.m.wikipedia.org/wiki/Bylakuppe

Zwiedzamy świątynie, m.in. Golden Tempel - ogromną, wielokolorową z prawie  20 metrowymi, pozłacanymi posągami Buddy i także złotymi dachami.

http://www.karnataka.com/mysore/bylakuppe/

Cały, ogrodzony płotem, komleks świątynny jest bardzo zadbany, z dużą ilością zieleni, roślin i krzewów ozdobnych.
W Bylakuppe mieszka i kształci się ok. 7000 mnichów buddyjskich od wieku przedszkolnego do bardzo dojrzałego.
Mnisi nie dają się fotografować, niechętnie nawiązują kontakt, ale zapytani grzecznie odpowiadają, najczęściej odsyłając do biura (office). Uważamy, że podporządkowują się zaleceniom odgórnym, by nie nawiązywać rozmowów, szczególnie o charakterze politycznym.

Wśród zwiedzających zdecydowanie przeważają uczniowe z indyjskich szkół, którzy po wejściu do świątyni przez ok. 10 minut siedzą na podłodze z powagą i w skupieniu tuż przed posągami Buddy. Dopiero potem zwiedzają i robią zdjęcia.
Uważamy, że jest to sposób na uczenie tolerancji dla wyznawców innych religii.
W czasie naszych tutejszych spotkań, szczególnie zwraca uwagę wyjątkowy szacunek Hindusów dla innych wyznań.
Pokojowe współżycie wyznawców różnych religii jest tutaj rzeczą naturalną. Obok świątyń indyjskich, sikhijskich, dżinijskich, są kościoły chrześcijańskie, meczety, a nawet synagogi. Ludzie w rozmowach nie są wrogo nastawieni wobec innowierców.

Na koniec pobytu mały tybetański posiłek - nam smakowały pierożki momo, nieco podobne do naszych-choć mają trochę inny kształt i są pieczone lub gotowane na parze.

1 komentarz: