wtorek, 8 stycznia 2013

Mangalore 5-7.stycznia

Trafiliśmy do Mangalore trochę przez przypadek, gdyż jadąc do Madikeri i Mysore, nie chcieliśmy  zbyt długo podróżować za jednym razem. Zrobiliśmy sobie więc  krótki dwudniowy przystanek. Po nocnym, sobotnim spacerze nie byliśmy zbyt zachwyceni Mangalore by night.
W niedzielę! w święto Trzech Króli! msza w pięknym katolickim kościele, celebrowana przez hiduskiego księdza, ale po angielsku. Kościół pełny wiernych. Zapamiętałem z kazania bardzo mądre zdanie:

"It is better to die for something, than live for nothing".

Nastrój w kościele świąteczny i radosny. Piękne śpiewanie, kilka kolęd. Katolicy stanową ok. 20 % ludności Mangalore. Sami jesteśmy zdziwieni, że aż tyle. Wielu spotkanych Hindusów twierdzi, że są roman-katholic.
Potem spacer po bazarze i jak zwykle bagactwo rozmaitości, przy okazji poznajemy nowy owoc. Wyglądem przypomina orzech kokosowy i bakłażana. Po indyjsku nazywa się triol, smakuje wybornie, coś pośredniego między liczi a grapefruitem.

Potem wielka niespodzianka. Szukając inormacji na temat festiwalu Rada Sudha Rasa trafiamy, przez przypadek, na religijne jednodniowe uroczystości poświęcone wybitnemu przywódcy duchowemu Indii Sai Babie. Sala ratuszowa wypełniona odświętnie ubranymi ludźmi. Scena ozdobiona mnóstwem kwiatów i dużymi fotografiami Sai Baby. W programie m.in. różne prezentacje oraz indyjskie pieśni religijne. W przerwie zaproszono nas na wegatariański, bardzo smaczny, podany na talerzech z liści bananowca posiłek. Obecność nasza na południu Karnataki nie budzi już silnych emocji i zdziwienia, jak miało to miejsce w środkowych Indiach. Hindusi są jak zwykle mili, życzliwi i pomocni, ale nie tak często zaczepiają nas, by spytać skąd jesteśmy i co w Indiach robimy.
W University Collage trafiamy na bardzo ciekawe koncerty w ramach wspomnianego wyżej festiwalu. Na początek 3 godzinny koncert Carnatic Vocal w wykonaniu doskonałych, młodych śpiewaków i muzyków, specjalizujących się w oryginalnej muzyce stanu Karnataka. Jesteśmy pod wrażeniem nie tylko muzyki i śpiewu, ale również zaangażowania i aktorskich talentów wykonawców.
Stojąc na dziedzińcu Univeristy College, w czasie krótkiej przerwy, przechodzi ulicą katolicka, kilometrowa procesja z okazji święta Trzech Króli, w której widzimy setki ministrantów, kleryków i księży, wielu z nich młodych. Poza tym siostry zakonne, grupy jednakowo ubranych dzieci i młodzieży, orkiestra dęta oraz tysiące wiernych. Wszyscy modlili się śpiewając wspólnie pieśni. Na samym końcu procesji na ciągniętym podeście jechało Trzech Króli oraz ksiądz z Najświętszym Sakramentem. Tuż za......zaczynał się normalny ruch uliczny.

A potem rozpoczęła się najważniejsza część festiwalu-występ mistrza instrumentu indyjskiego veena Pandita Vishwa Mohan Bhat'a z Jaipuru, zdobywcy m.in. Grammy w 1995 r. z towarzyszeniem bębnisty.

http://en.m.wikipedia.org/wiki/Vishwa_Mohan_Bhatt

Koncert nas zachwycił, pierwszy raz słuchaliśmy na żywo, tego rodzaju muzyki, podziwiając wirtuozerię Pandita, urok i  oryginalność wykonywanych przez niego rag'ów!!
Uffff to był dzień!!! Jeden z najważniejszych w naszej indyjskiej wędrówce.

1 komentarz:

  1. Oj Wasze zachwyty są niepokojące. Jeszcze tam zostaniecie. :)

    OdpowiedzUsuń