czwartek, 31 stycznia 2013

U Józka na organic farm. KOCHIN Kerala.

Za namową Roya, naszego gospodarza z Vedaguru, jedziemy na rozlewiska Kerali, największą atrakcję tego stanu. Po raz pierwszy w Indiach podróżujemy autobusem nocnym tzw. VOLVO, gdyż uważa się tutaj powszechnie, że każdy komfortowy autobus z air-condition to jest szwedzka marka Volvo. Nawet najnowsze autobusy Mercedesa potrafią mieć zaklejone własne logo i naklejoną brzydką plastikową nazwę Volvo. Wyjeżdżamy o 22.00, a jazda nocna po Indiach, zwłaszcza serpentynami w dół Ghatów Zachodnich, była koszmarem. Narowisty kierowca jechał jak szalony, prawie cały czas trąbiąc. Migając non stop światłami, domagał się zjeżdżania mu z drogi. Wyprzedzał wszystko, co poruszało się na drodze, przy czym ruch był nie wiele mniejszy niż w dzień, gdyż wszyscy uważają, że nocą jeździ się szybciej.
W okolicach Kochin jesteśmy ok. czwartej nad ranem. Sebastian, syn Josepha, zabrał nas do swego nowo wybudowanego domu, tak więc mieliśmy okazję zobaczyć jak mieszka młoda, indyjska klasa średnia. Dom jest zbudowany z rozmachem i zajmuje prawie całą 400m2 działkę. Wchodzi się do niego przez kładkę ponad małym basenikiem do saloniku.  Służy on do codziennych, rodzinnych modlitw, gdyż cała nowo poznana rodzina jest katolicka i głęboko więrząca. Dom urządzony jest zupełnie w stylu europejskim i znacznie różni się od mieszkań widzianych przez nas do tej pory.
Wynajmujemy domek na plantacji ryżu i hodowli krewetek oraz krabów i ryb. Joseph (Józek) nasz gospodarz prowadzi farmę ekologiczną (organic farm) na powierzchni 50 akrów (1 akr to ok. 0,5 ha).  Można się tam dostać, jedynie po wąskich groblach, pieszo lub jednośladowcami. Dom otoczony jest z każdej strony zalanymi wodą polami, położonymi 1-2 m poniżej poziomu morza. Pola połączone są zaś system kanałów z rzeką Periyar i Morzem Arabskim. W okresie od końca kwietnia do września uprawiany jest ryż. W czasie pory monsunowej spada ok. 250 cm deszczu, który nawadnia pola. Druga połowa roku wykorzystywana jest do hodowli ryb i seafood'u. W czasie naszego pobytu na farmie trwają normalne prace. Gdy obudziliśmy się pierwszego dnia i otworzyliśmy drzwi, oczom naszym ukazał się niesamowity widok. Całe nasze wybetonowane podwórko, zasypane było małymi krewetkami. Okazało się, że wyłowione nocą (ok. 3.00) i już posortowane krewetki suszą się na słońcu przez 7-9 godzin. Mogą być one sprzedawane i konsumowane w Indiach przez ok. 6 miesięcy! Jak pachną nie wspomnimy.
Józek ma zacięcie belferskie, wszystko wyjaśnia, czasami kilka razy, poucza i tłumaczy. Oprowadza nas po farmie, przewozi łódką i jest wszędzie. Zachodzi obawa, że gdy otworzymy szafę to z niej wyskoczy.
Żywi nas jego żon Mary. A co to było za jedzenie?! Palce lizać! Rybki, krewetki w każdej postaci: smażone, gotowane, saute, a'la chipsy, z wiórkami kokosowymi. PYCHA!






Indyjskie jedzenie!
http://rajscy.blogspot.in/2013/01/indyjska-sciaga-jedzeniowa.html
Ostatni dzień poświęcamy na zwiedzanie Kochin i jesteśmy pod wrażeń. To duże i tętniące życiem miasto portowe, wielkie inwestycje w tym rozbudowa portu, nowe nowoczesne biurowce i osiedla. Jedno z niewielu miast w Indiach, które ma dzielnice żydowską z synagogą z 16. wieku. Wiele urokliwych zakątków, kafejek, sklepików z rękodziełem indyjskim i wystaw na Starym Mieście. Tutaj podziwiamy tradycyjne stroje i tańce Keral m.in. kathakali.
http://pl.m.wikipedia.org/wiki/Kathakali
Na koniec zwiedzania ok.21.00 oglądamy pięknie odnowiony i rozbudowany, jeden z najstarszych kościołów katolickich w Indiach.
Szczególne wrażenie robi na nas oryginalna i realistyczna droga krzyżowei i sceny z życia Chrystusa umieszczone za szkłem w imitacjach wydrożonych w ogromnyh pniach drzew. Ta świątynia jest znanym miejscem pielgrzymek w Indiach, odwiecanym przez rzesze wiernych. Ku naszemu zdziwieniu widzimy kilkunastu elegancko ubranych wiernych zamiatających dziedziniec przykościelny. Okazuje się, że jest  to forma modlitwy proszącej i dziękczynej. Porządkom nie było końca!


W Kerali prawie połowa ludności jest chrześcijańska, a głównie katolicka. Ilość kościołów i ich widoczność jest imponująca, a duchowość i religijność głęboko przeżywane każdego dnia przez rozmodlonych wiernych. Niektóre tradycje i obrzędy są podobę do hinduistycznych.

1 komentarz:

  1. Coś te Indie są bardziej katolickie niż katolickie kraje. Dimitris na Wasze opisy jedzenia rybek i krewetek powiedział tylko mniam. A ja dziś zrobiłam schabowe, kartofelki i buraczki. :)

    OdpowiedzUsuń